Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co tam?
Ojciec — wysoki i silny dąb — wstał z krzesła, szerokimi krokami do okna podszedł i z za przeźroczy firanki w błękitne niebo patrząc, wymówił:
— Bóg wie!
Dwie kobiety pod ścianą zaszeptały i umilkły, pod drugą ścianą ktoś inny podniósł ręce ku głowie, zburzył niemi włosy, wstał, ku oknu szedł, powrócił i na środku pokoju stanął, z oczyma wlepionemi w zamknięte drzwi, za któremi ozwało się coś nakształt jęczenia, szlochania, szeptania i umilkło.
W wielkiem szczebiotaniu wróbli za otwartem oknem milczeli wszyscy. Od ściany do ściany i od sufitu do podłogi stał niepokój, ale bez rozpaczy; bo w powietrzu błądziła nadzieja i, trwożnemi pióry muskając serca, po ustach siała przelotne uśmiechy. Pióra nadziei były trwożne i siały uśmiechy przelotne dlatego, że z kąta pokoju, kędy najmniej dochodziło światła i błękitu, wychylało się czarne skrzydło żałoby.
Walka.
W każdem ziarnie ziemskiego pyłu i w każdym atomie ziemskiego czasu toczy się walka; każda palma ziemskiego zwycięstwa rozkwita w walce.
Ze ścian, kilka malowanych twarzy praojców