Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chłani niezgłębionej zleciała nad wielkie pole Wesołość. Postać miała leciuchną, ruchy taneczne, suknię z obłoczku różanego, rozmigotaną iskrami srebrnemi, a w dłoniach przerzucała drobne rzeczy błyszczące, brzęczące, dzwoniące, lekkie, kolorowe.
Przed Smutkiem stanąwszy, zaszczebiotała:
— Mnie zapewne szukasz, maro posępna? Oto jestem! Patrz, jakam powabna! Umiem śpiewać srebrzyście, tańczyć ślicznie, śmiać się byle z czego. Oddech mój to zefir, który po świecie roznosi miody kwiatowe i soki winnych jagód, a ze ślicznych zabawek, które przerzucam w dłoniach, jak z zaczarowanego zdroju płynie upajająca woda zapomnienia. Mnie szukasz, widmo ciemne, nieprawdaż? Oto jestem! Uciekaj przedemną, znikaj!
Ale Smutek przecząco wstrząsnął głową.
— Nie, nie — odrzekł — tyś miła, lecz płocha i jeden powiew zasłony mojej wystarcza, aby zamienić cię w mgłę i w szlak tęsknoty, po tem, co było, a już nie jest...
Mówiąc to rąbkami tylko krep swych poruszył, a Wesołość zamieniła się w mgłę i z tęsknym jękiem zapadła pomiędzy uwiędłe kwiaty.
Wówczas, z postawą wyprostowaną i obliczem nieskazitelnie białem, drogę Smutkowi zastąpiła Prawość:
— Jam czysta jak woda krynicy i prosta jak marmurowa kolumna. Nie mam na sobie plam od