Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i woń pomarańczom, wsączać gorycz w ziarna kłosów, a w drzew owoce wszczepiać obrzydłe robaki. Przestań być niepozbytem przekleństwem tego pola!
Smutek cierpliwie słuchał wyrzutów i złorzeczeń, bo sam był smutny. Odwieczna włóczęga, wśród której oblewały go wciąż łzy gorzkie, bardzo go już utrudziła, i dotkliwie uczuwał brzemię przekleństwa wszystkiego, co żyło. Więc, ciężko wzdychając, mówił:
— Ach, ukażcie mi tę mieszkankę otchłani zaświatowej, której dotąd wśród pola tego nadaremnie upatruję, a zniknę, jako wszystko, co było, a już nie jest. Lecz dopóki nie znajdę tej, której szukam, nie przestanę chodzić po niem, jak niepozbyte przekleństwo!
Ludzie wiedzieli o tem, że w niezmierzonej otchłani podniebieskiej przebywają istoty, których ani dotknąć ani zobaczyć nie mogą, które jednak to przybywają na świat, to odchodzą, to są, to nie są, tu są, tam ich niema. Każda z nich przynosi z sobą coś innego, a od darów ich, dobroczynnych lub złowrogich, zależą gładkie lub chropawe przędze wszystkich bytów świata. Więc wzbiło się ku otchłani ogromne, błagalne wzywanie tej, której imienia nikt nie znał, lecz której szukał Smutek.
Najpierwsza, dlatego może, że najlżejsza, z ot-