Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczach świeciła mu swawola, a z warg ponsowych zrywał się uśmiech miłosny i w powietrzu się roztapiał słodką wonią mirry. Żwawo i gibko płynął ku nimfie, zwolna i sennie płynącej, aż spotkali się z sobą i na jednej fali naprzeciw siebie stanęli: ona — w przedziwnem bogactwie swych kształtów zimna i dumna; on — promieniejący, ruchliwy, zalotny.
Nizko i z wdziękiem zgrabne swe rożki faunik przed nimfą pochylił i głosem, jak szmer wody, melodyjnym przemówił:
— Bogom niech będzie chwała, że mi dziś z tobą oko w oko spotkać się pozwolili! Od dawna widuję cię z daleka i czarujące twe wdzięki wzbudzają we mnie podziw głęboki. Wprawdzie nie zamieniliśmy z sobą ani jednego słowa, — ścigać cię, ani ci drogi zachodzić nie śmiałem! — ale w samym już tylko widoku twoim serce tajało mi, jak wosk w ogniu. Takim ja czuły na piękność wszelką, a zwłaszcza na piękność nimf!
Obojętnie Galatea słuchała wdzięcznego szczebiotu tego; jednak ani odpływała, ani ładnemu faunowi nie rozkazywała, aby jej z drogi ustąpił. On zaś mówił dalej:
— Pozwól przedewszystkiem, abym twej wspaniałości małość mą przedstawił. Nazywam się Akis i z wcale dobrej familii pochodzę. Ojciec mój jest jednym z najzasłużeńszych faunów tego morza,