Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w półgwarze i półświetle zadzwonił mały stłumiony śmieszek. Miejsce siostry Mechtyldy było próżne. W połowie wieczerzy, sprawująca dozór nad kuchnią matka Floryanna, sztywna, koścista i żwawa, w swym wysoko podniesionym dla gospodarskich potrzeb habicie, z dwoma cynowemi talerzami w ręku, wstąpiwszy na wyniesienie, na którem wyosobniona i nad całem zgromadzeniem górująca siedziała przełożona, jadło na małym stole postawiła i zcicha rzekła:
— Zdaje mi się, matko Romualdo, że siostra Mechtylda zgrzeszyła dziś nieposłuszeństwem względem zwierzchności. Wszak wyraźnie do zrozumienia jej dawałaś, że odbywanie całonocnej pokuty dla błahych przyczyn sprzeciwia się twojej woli!
Matka Romualda, podniosła na mówiącą swoje pogodne, szafirowe oczy i na znak porozumienia uśmiechnęła się do siostry, z którą długi, wspólny pobyt w klasztorze związał ją zażyłą przyjażnią. Tym trochę żartobliwym uśmiechem matka Romualda zdawała się mówić: »Cóż poradzę z tą żarliwą i w znajomości reguły tak biegłą!«. Ale wnet uczuła skrupuł sumienia. Jeżeli bowiem surowość siostry Mechtyldy dla samej siebie i wogóle dla wszystkiego, co cielesne i ziemskie, zdawała się jej przechodzić nieraz granice, przez