Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ach, jak ona dobrze o tem wiedziała! Teraz zapragnęła wniknąć i w jego dom i w jego życie.
— Dziadunio ma zimne mieszkanie?
Biorąc z rąk jej filiżankę herbaty, odpowiedział:
— A tak, piec zepsuty. Ciągle proszę gospodyni, aby naprawić go kazała, kilka razy nawet pieniądze jej na to dawałem... nic i nic! Ot, dlaczego?... Biedna jest... pracuje... Zająć się tem czasu nie ma, pieniądze zaś zawsze rozejdą się jakoś... wdowa z pięciorgiem dzieci... chałupkę tę tylko ma, praniem na życie zarabia... gdzie jej tam dbać o to, czy staremu grzybowi ciepło, albo też zimno!...
Wino lejąc mu do herbaty, zauważyła:
— Nieuczciwa jakaś kobieta!
Żywo podniósł głowę.
— Ehe! już i nieuczciwa! jak to łatwo powiedzieć! Spróbuj stać nad balią od rana do wieczora, pięcioro dzieci odziać i nakarmić... zobaczymy, jaka będzie twoja uczciwość... ehe!
Może wino i ciepło ognia, pewnie jednak daleko więcej sposób, w jaki pani domu krzątała się około gościa, rozgrzewały go i szybko nieśmiałość jego topiły. Skosztowała jego herbaty, czy jest dość słodką, i dołożyła do niej cukru; wybierała z koszyka i kładła przed nim najkruchsze i najsmaczniejsze