Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i jeżeli mogę, to pończochę robię, a jeżeli bardzo już palce skostnieją, pacierze mówię, czy tak sobie, o różnych różnościach medytuję. W wielkie mrozy, idąc spać, na kołderkę sobie tak siana nałożę, że aż z głową w niem się schowam, a już w największe, gdziekolwiek u dobrych ludzi prześpię się i dzień przesiedzę: to u pani pisarzowej, to u kucharzowej, to u której z parobkowych. Bo to wszyscy ci ludzie, króleńku mój, bardzo dobrego serca są i chętnie człowieka biedniejszego do siebie przytulają... Niech im Pan Bóg najwyższy wszystko dobre daje! a ja im za to, że mię czasem ogrzeją, a i nakarmią, to pończoszki robię, to ziółeczka od kaszlu, albo od kolek zbieram i suszę, to dzieci popilnuję, to przy kim chorym posiedzę... Co mogę, króleńku, co mogę, to i zrobię, przez wdzięczność, dla odsłużenia... ot jak! Nie pomiędzy wilkami przecież żyję, — pomiędzy ludźmi; to też ani zmarzłam do tego czasu, ani z głodu nie marłam, choć, jak mogę, obchodzę się swojem, ażeby nie dokuczyć i zbytecznie nie zadłużyć się... bo to, króleńku, brać od ludzi, a nie oddawać, to grzech i wstyd... Z wodą to mi najgorzej, bardzo ciężko z dzbankiem na drabinę wchodzić... i obiadek też, aby zgotować, codzień do pani pisarzowej chodzić muszę... Dobrze, że tak