Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czy duch mędrca, lub serce anioła przez usta tej starej prostaczki przemawia. Dla nikogo nagany, przeciw nikomu skargi; ciche tylko westchnienie, a zaraz potem znowu błogosławieństwo dla wszystkich i dla wszystkiego!
— Czy i w zimie tutaj mieszkacie, babuniu?
— A jakże, króleńku, i w zimie, i w zimie...
— Ależ ja tu pieca nie widzę...
— Cha, cha, cha, króleńku, jaki ty sobie zabawny! Trudno widzieć to, czego niema. Bo-to tu króleńku, pieca niema i nigdy nie było.
— Więc jakże... w mrozy...
Czy uwierzysz, doktorze, iż, pytanie to zadając, drżałem tak, jak gdyby zimno mrozu do kości mię przeszywało? A około serca tak mi się jakoś robiło, jak robić się musi zbrodniarzowi, któremu zwłoki jego ofiary pokazują. A ona zaśmiała się znowu i opowiadała:
— Ot tak, króleńku, w mrozy... Te szczeliny we drzwiach, aby przez nie gorsze jeszcze zimno nie wiało, wskróś mchem pozatykam... okienko deską zakryję i taką tylko szparkę zostawię, aby niezupełnie ciemno w izbie było... Ciepłych łachmanów na siebie, wiele tylko ich mam, nakładę, skurczę się na łóżku