Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na cmentarzyku leży, dwoje innych w świat daleki wyprawiła i rzadkie o nich wieści miewa, a pomocy od nich to już żadnej. Nie dziwi się temu, bo biedni oni są i samym im ciężko na świecie, ale serce tęskni czasem i boli... krewnych też w okolicy nie ma: siestrzenice, bratanków, ale nie widuje ich prawie nigdy, naprzykrzać się im nie chce, a oni sami nie pamiętają o niej... a jakże! kto tam o takiej starej pamiętać będzie? do tego i zapracowani oni nieboraki; od świętej ziemi każdy kęsik chleba w pocie czoła dostają... niech im tam Pan Bóg najwyższy błogosławi i wszystko dobre daje!.. Ale jej czasem smętno, że jak ten słup nagi sama jedna na świecie została. Pociesza się tedy, jak może, to pacierzem, to piosenką, to przypominaniem sobie swoich dawnych czasów... Bo to, króleńku, wszystkie czasy mają swój czas, a komu Pan Bóg najwyższy choć kropeleczki słodyczy na tym świecie udzielił, ten, choć potem i gorycze pić mu przychodzi, spokojnie i z podziękowaniem dolę swoją znosić powinien. Bo to, króleńku, czy to ja królowa, żeby mnie zawsze wszystko na rozkazy stawało? albo święta, żeby mnie już na ziemi aniołowie samą światłością koronowali?
Nie wiedziałem czy śnię, czy czuwam;