Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pomimo zaczerwienionych powiek, patrzały bystro i świeciły srebrzyście; wargi, takie zwiędłe, zżółkłe, posiadały dziwnie spokojny zarys i uśmiechy tak wesołe, jak gdyby tej kobiecie nic nie dokuczało i nic nie brakowało. Jak żyję, nie widziałem istoty ludzkiej, na której by powierzchnią tak absolutnie nie wybiła się ani kropla żółci.
— Aha, podobały ci się moje piosenki! To tak zawsze z młodymi, a osobliwie z zakochanymi, bywa. A ty, króleńku, zakochany... już ja to dobrze widzę... bo czegóż innego byłbyś taki mizerny i niewesoły... Oj, miłości, miłości, jakżeś ty przeklęta! Z której, że ty jesteś części świata wzięta! cha, cha, cha, cha!
Skąd wzięła te wszystkie swoje piosenki i wierszyki? Skąd? Hej! a toż od urodzenia swojego słyszała je w swojej rodzinnej wiosce szlacheckiej! Ile ona ich umiała i jeszcze umie, i nabożnych, i świeckich — nie przeliczyć! a jak sobie którą z nich zaśpiewa, to i lżej jakoś na sercu się robi.
— Więc i tobie, babuniu, bywa czasem ciężko na sercu?
— A jakże, króleńku! któż na tym świecie żalów i bied swoich niema! Toż miała rodziców, braci, męża. Jedni na tamten świat poszli, inni o niej pozapominali. Dwoje dzieci