Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mieniony, stanąłem. Zobaczyłem znajomą twarz człowieka, którego w dzieciństwie swojem widywałem, a którą poznałem dlatego, że takich jak on mało jest na świecie.
Niemieckie: herein! którem był za drzwiami usłyszał, odskakiwało od niej, jak gumelastyczna piłka od posadzki, bo były to rysy nawskróś nasze, polskie: otwarte, dobroduszne, wrodzoną, choć i dawno minioną wesołością jeszcze podszyte, z wysokiem i gęsto pomarszczonem czołem, z głęboko osadzonemi, lecz zdaleka nawet błękitem turkusu jaśniejącemi oczyma, z wydatnemi usty, nad któremi sterczał twardy i krótki, płowy, siwiejący wąs. Słowem: twarz wesołego towarzysza, który przebył męczeństwo, i poczciwego rolnika, w rycerskiem rzemiośle zmężniałego. Teraz przecież inne wcale uprawiał on rzemiosło, bo chudy, choć barczysty, we flanelowej kamizelce i przygarbionej postawie, na nizkim stoiku siedząc, szydłem i dratwą przyszywał podeszwę do starego buta.
Pierwszą myślą, która przez głowę mi przemknęła, było: dlaczego on teraz jest szewcem? a potem, sam nie wiedząc jak i kiedy, zaledwie z oczami jego wzrokiem się spotkawszy, wymówiem z cicha: »Przepraszam!« Ja przepraszałem, ja, przepraszałem kogoś innego, jak damę, której tren przydeptałem, lub