Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spodziewać się spotkania z nową i nieznaną wam jeszcze formą, istotą, odmianą rzeczy, wyłaniającą się z otchłani, nad której krawędzią zbieracie swoje kamyczki. Zdziwiło cię wczoraj, że ja, taki słynny miłośnik życia, tak spokojnie zniosłem wiadomość o blizkiej śmierci; że taki, jak ja, światowiec, hulaka, pustak, objawiłem ciekawość śmierci i wieczności. Kilka mglistych widzeń, które mi przed pamięcią zamajaczyły i o których wspomniałem, poczytałeś wprost za chorobliwe i nieprzytomne bredzenie. Jednak sam najlepiej wiesz o tem, że choroba moja nie należy do rzędu tych, które umysłowi przytomność odbierają. Szczęśliwie przecież uniknąłem rozmiękczenia mózgu, i gorączki także nie miewam. Więc dlaczegóż dziwiłeś się i wspomnienia moje za urojenia wziąłeś? Posłuchaj raczej rzeczy ciekawych, — we mnie przynajmniej ciekawość obudzających.
Co? znowu lekarska i przyjacielska rada, abym zbytecznem mówieniem, a broń Boże, już wywoływaniem wzruszeń stanu swego nie pogorszał? I po co to, mój doktorze, tak marnie używać tak wielkiego podobno daru natury, jakim jest mowa ludzka? wiesz o tem dobrze, że przez całe życie moje, wprawdzie niedługie życie, zawsze czyniłem wszystko, do czego czułem nietylko chęć, ale choćby