Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zniechęceniu do wszechrzeczy świata spędzanych, przeszywających bólów, które targają wyniszczonemi nerwami? Nauka wasza nie posiada środków dla przywrócenia mi sił i zdrowia, śmierć zatem może mi tylko odjąć męczarnie. Spokojny jestem; owszem, więcej i przyjemniej ożywiony, niż to oddawna ze mną bywało.
Przecież, nakoniec, spotka mię coś nowego, nieznanego; spojrzę w oczy czemuś, co jest bardzo ciekawem i zarazem majestatycznem. Co czuje i myśli człowiek, który kona? Czy wraz z tem, gdy ty, doktorze, powiesz o mnie: nie żyje! ja istotnie, najdrobniejszym atomem moim już czuć i myśleć przestanę? Alboteż może dość długo jeszcze odbywać się będzie we mnie jakiś ruch cząsteczkowy, mętnie odbijający w sobie dźwięki zewnętrzne i przynoszący mi do mózgu niejasne, splątane, może rozkoszne, a może dręczące widzenia, wspomnienia, marzenia? Bardzom tego ciekawy; ale wiem, że i te ostatnie echa i widma życia, — jeżeli bywają, — słabnąć będą, oddalać się, cichnąć, niknąć... a potem co?
Usta twoje składają się do wymówienia słowa: nie wiem! i ja za tobą je powtarzam. Pomimo wielu swoich szaleństw, tyle zawsze zachowywałem rozsądku, aby marnym i marnie używanym rozumem nie rozcinać węzła, którego