Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wałeś przełamać twe nędzne tchórzostwo, które kazało ci drżéć przed ubóztwem, twoją własną winą ściągniętém? Coś dla mnie poświęcił? Coś dla mnie uczynił?
Głos jéj wzmagał się i rósł, z żałosnych tonów przechodził w groźne, z cichych w potężne, aż z nowym wybuchem, łamiąc ręce i wyciągając je ku niemu, zawołała:
— Coś ze mnie uczynił?...
I nie mogła dłużéj mówić, zakryła oczy splecionemi rękoma, upadła na kanapę, głowę na poduszkę schyliła i płakała z razu głośno, potém coraz ciszéj, aż zupełnie głosu słychać nie było, tylko łzy, jak grad, spadały po obu stronach jéj splecionych palców, zlewając ponsowy atłas poduszki i czarne fałdy jéj sukni.
On, zda się, skamieniał. Patrzył na nią i patrzył, i ani wzroku od jéj złamanéj postaci oderwać nie mógł, ani żadnego uczynić poruszenia. Po chwili przesunął ręką po czole, to do szkarłatu zrumienioném, to blednącém nagle i zaczął mówić tak, że aż zadrżałam na dźwięk jego głosu. Był to zawsze ten sam głos, który mnie tak zachwycał i podbijał niegdyś, głos dźwięczny, czysty, harmonijny, pełen modulacyi kunsztownych i naturalnych odcieni, tylko teraz był on jeszcze piękniejszy, jeszcze pełniejszy i bardziéj przejmujący: bo przybył mu odgłos boleści