Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaśmiała się znowu, ale nagle zmilkła, pochyliła głowę i kilka sekund stała pogrążona w zamyśleniu.
— I któż tu komu czynić ma prawo wyrzuty? — ciągnęła zniżonym i drżącym nieco głosem — kto z nas czyje złamał życie? Kto kogo z równéj i widnéj sprowadził drogi? Przypomnij sobie ów poranek letni, taki promienny, taki spokojny, cichy i wonny, w którym wieniec niezabudek wkładając na warkocze moje, po raz piérwszy powiedziałeś do mnie: kocham cię! O! przypomnij sobie, jaką niewinną i słodką dzieciną byłam w poranku owym, i spojrz teraz na mnie, i spojrz we mnie i powiedz: jaka moc zdołała mnie tak odmienić, i przyznaj, że mocą tą złowrogą dla mnie — ty byłeś.
Nie odrywała oczu od ziemi, a mowa jéj stawała się coraz więcéj przeciągłą i nabierała coraz więcéj tonów głębokiéj żałości, jaka i twarz jéj zasłaniać poczęła.
— Dlaczego — mówiła daléj — dlaczegoż głos twój tak dźwięczny był i czarowny, gdy piérwszy raz wymawiałeś do mnie słowo: kocham! Dlaczego wtedy ukochałam cię tak głęboko, tak nieskończenie, tak na zawsze? Przestać cię kochać nie było w mojéj mocy. Nie potrzebowałam ślubować ci stałości i wierności, bo każda myśl moja, każde uderzenie serca, każda krwi mojéj kropelka, nawskróś przesiąknięte były stałością i wiernością. Byłam ci wierną i stałą