Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czekać na moje wezwanie! Pan, jak jastrząb zgłodniały, przybyłeś tu po bogactwo moje, a w dodatku i po mnie! O, to ostatni cios, jaki mogłeś mi zadać! O! przebrałeś pan miarę upokorzeń, jakiemi mnie przez całe życie poiłeś. Gdybym zobaczyła upiora, powstającego z łona mogiły, nie była-bym tak przerażoną, jak, gdym zobaczyła pana przez te drzwi wchodzącego. O, wolała-bym zapaść się w głąb’ ziemi, jak pana w téj chwili zobaczyć!
Zakryła twarz dłońmi i łkała głośno przez chwilę. Nagle uspokoiła się, opuściła ręce, wyprostowała kibić i, wlepiając od łez błyszczące oczy w stojącego przed nią mężczyznę, wymówiła z uśmiechem tryumfu i ironii:
— Tak, jestem teraz bogatą. Za pieniądze, pozostawione mi przez babkę moję, nabędę wielkie dobra i dam w nich panu miejsce ekonoma. Jeżeli na tym urzędzie będziesz się dobrze sprawował, na starość otrzymasz ode mnie chleb łaskawy!
Agenor podniósł nagle głowę, przygasłe oczy jego błysnęły, głęboki rumieniec bladą twarz oblał.
— Rozalio! — zawołał — teraz ty przebrałaś miarę upokorzeń, jakiemi mnie poisz!
— Co? — zawołała Rozalia, porywając się z siedzenia i stając przed nim z podniesioną głową. — Czy dobrze usłyszałam? Pan mi czynisz wyrzuty? Pan? mnie?