Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak sposobem swego życia, wyłączone były od tego świata, z którego brały początek? Szepty, uśmiechy i głośne wykrzykniki, rozmaite sądy i zdania, poczęły odzywać się we wszystkich stronach salonu z nieopisaną żywością i w kilka sekund zapełniły go gwarem i ruchem. Pani Rudolfowa tak była otoczoną gronem dam, które zbliżały się do niéj z pytaniami i ubolewaniami, że nie mogłam nawet dojrzéć jéj twarzy, a widziałam tylko biały czepeczek, okrywający głowę, która spuszczała się z pokorą i słodyczą.
Tymczasem Rozalia pół głosem rozmawiała z prawnikiem i exekutorami testamentu, a matka moja po chwilowém milczeniu, śród którego widocznie namyślała się i skupiała ducha, powstała i zbliżyła się także do grupy osób, stół otaczających. Tu, z właściwą sobie powagą i wdziękiem, ujęła obie ręce Rozalii i, przyciągnąwszy ją do siebie, długi pocałunek złożyła na jéj śniadém, hardém czole. Potém wymówiła głośno i z łagodnym uśmiechem:
— Kochane dziecko, uznaję całą szlachetność twego postępku i dziękuję ci za twe dobre chęci dla córki mojéj i dla mnie; ale w imieniu jéj i swojém ofiary twojéj nie przyjmuję...
Nowe osłupienie w zgromadzeniu całém, nowa cisza w salonie! Czyliż-by i druga jeszcze znalazła się na świecie osoba, dość odważna, a zarazem tak nierozsądna, aby odepchnąć zlatującego na nią bożka bogactwa?