Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które z zazdrością, podejrzliwością, szyderstwem i zachwyceniem spoglądały na tę głowę, pochyloną w pokorze i żalu, i przykrytą białym czepeczkiem, nad którym zdawały się powiewać skrzydła złotego bożka. Nikt jednak nie wymówił ani jednego słowa, i po skończeniu pokornego, modlitewnym tonem wymówionego monologu Rudolfowéj, parę minut powszechne trwało milczenie. Przerwał je turkot kół na dziedzińcu, w połączeniu z odgłosem pocztowego dzwonka, a zaraz potém dały się słyszéć w sali jadalnéj śpieszne kroki kilku osób. Nikt przecież nie zwrócił uwagi na te objawy przybycia nowych gości, bo w téjże chwili Rozalia wystąpiła z-za krzesła matki, na którém stała nieruchoma, jak posąg, i z głową podniesioną, ze skrzyżowanemi na piersi rękoma, postąpiła kilka kroków w stronę stołu, przy którym stali prawnik i egzekutorowie testamentu.
Stanęła, błyszczącym wzrokiem powiodła wokoło i dźwięcznym, donośnym głosem wymówiła:
— Panowie! babka moja na kilka chwil przed swym zgonem pragnęła odmienić treść testamentu.
Rudolfowa porwała się na te słowa z krzesła i poskoczyła ku córce z takim giestem, jakby ją pochwycić i odtrącić chciała, — ale nagle powstrzymała się, stanęła, splotła ręce nabożnie i, westchnąwszy głośno, głowę na piersi opuściła. Rozalia nie zdawała się wcale widziéć tego poruszenia swéj matki i po chwilowym przestanku mówiła daléj: