Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem dobrze, iż przedśmiertne to żądanie mojéj babki, objawione znakami, mnie tylko zrozumiałemi, nie może miéć żadnego znaczenia wobec sądu i prawa; wiem o tém dobrze, i dlatego nie będę powtarzać tu tego, o czém wiem dobrze, bo słowa moje na nic-by się nie przydały. Ale uznacie zapewne, panowie, że jako współsukcesorka mojéj babki i mająca znczną część jéj majątku otrzymać, posiadam prawo przemówić kilka słów na rzecz tych, którzy zostali pokrzywdzeni. Nie prawdaż, panowie, że posiadam to prawo?
Wszyscy skłonili się w milczeniu, a pani Rudolfowa o krok bliżéj przystąpiła do córki i z warg jéj, zaciśniętych tym razem, wydobyło się coś, jakby syknięcie. Ale Rozalia wcale nie patrzyła na matkę, błyszczące oczy jéj na żadnéj wyłącznie nie spoczywały twarzy, i tkwiły w przestrzeni, jak gdyby słowa swe zwracała do kogoś niewiadomego.
— Uczucie sprawiedliwości — mówiła dźwięcznym swym, nieco tylko przytłumionym głosem — uczucie sprawiedliwości zmusza mnie do powiedzenia, że babka moja, oddając mi tak znaczną część swego majątku, obdarzyła mnie zbyt hojnie względnie do moich zasług. Czy byłam bowiem najwierniejszą jéj sługą? Nie! bo nie czuję się być wierną sługą. Czy zawsze przynosiłam chlubę i honor familii? Nie, bom wcale nie myślała o tém. Czy ochraniałam babkę moję od jakowych intryg i ob-