widok, odjeżdżam na wieś i nie pierwéj wrócę, aż po miesiącu...
W téj chwili był tak blady, iż można było obawiać się, aby nie omdlał, ale obok tego jego postawa i twarz były tak spokojne, jakby rozmawiał o rzeczach, niesprawiających mu najmniejszéj przykrości. Milczał parę minut, w ciągu których ciche łkania Zeni przygłuszone zostały turkotem powozu, zajeżdżającego przed bramę domu. Na odgłos tego turkotu lekkie drgnienie przebiegło mu po twarzy. W mgnieniu oka jednak rysy jego stały się znowu nieruchome i poważne. Wziął Zenonę za rękę i przytłumionym, uroczystym nieledwie, głosem wymówił:
— W dniach, w których namyślać się będziesz o swéj przyszłości, niech ja ci przed oczyma nie stoję. O sobie myśl tylko, ale nie o mnie. Jestem mężczyzną i potrafię przenieść swój los, jakimkolwiek on będzie, wtedy, gdy ty, słaba kobieta, mogła-byś uledz i zginąć moralnie lub umrzéć fizycznie. Za nic w świecie nie chciał-bym być twoim zabójcą, ani w jedném znaczeniu, ani w drugiém. A czuję, że cokolwiek z tego dwojga stać-by się musiało, gdybyś żyła tak, jak dotąd żyłaś. Rozmyśl się więc. Jeżeli uznasz, że pomimo wszystkiego, czego mi brakuje, możesz poprzestać na mojéj miłości, wyjechać ze mną na wieś, rozpocząć życie, które-by ci było zdrowsze pod wszelkiemi względami, napisz mi o tém, a z najwyższém szczęściem wrócę do ciebie i przycisnę cię do mego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/190
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.