Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działem, to już moja wina, i proszę, abyś mi ją przebaczyła i przyjęła ode mnie wynagrodzenie takie, na jakie tylko stać mnie może.
— Michale! — przerwał mu powtórny okrzyk, wyszły ze ściśnionego gardła Zeni.
Michał uśmiechnął się znowu smutnie.
— Dobra jesteś, droga Zenono, — powtórzył — masz dobre serce, ale ja z twojego dobrego serca korzystać nie powinienem. Posłuchaj mnie do końca, a niewiele mam już do powiedzenia. Jak już mówiłem, nie uważam siebie wcale za człowieka rozumnego i nie jestem bynajmniéj filozofem; niemniéj jednak, przypatrując się światu i ludziom, utworzyłem sobie pewne wyobrażenie o rodzinie i o tém, czém ona jest na świecie i czém być powinna. My składaliśmy rodzinę nie taką, jaką ona być powinna, i nie żyliśmy tak, jak powinni żyć ludzie, którzy już nie są dziećmi i mają coś do zrobienia w swém życiu. Pomimo to jednak myślę, że nikt nie ma prawa w jednéj godzinie i bez długiego namysłu rozrywać związków rodzinnych; może się mylę, ale zdaje mi się, że te związki ważne są nietylko dla pojedyńczych ludzi, ale dla wszystkich ludzi, którzy składają ogół. Z tego powodu nie nalegam na ciebie, droga Zenono, abyś dziś, zaraz, przyjęła moję propozycyą, ale zostawiam ci czas do namysłu; abyś zaś mogła namyślić się bez przeszkody i bez wpływu, jaki-by na ciebie wywierać mógł mój