Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warzystwo, nie tak jednak gwarnie, aby głos pana Lubomira długo jeszcze nie obijał się o moje uszy.
Wieczorem dnia tego zobaczyłam Zenię. Była więcéj jeszcze, niż wczoraj, rozmarzona nowym swoim mirażem. Widziałam ją głęboko zamyślającą się chwilami, poczém śmiała się i rozmawiała z gorączkowém ożywieniem.
W dwa dni potém przyszła koléj na wyrzuty sumienia.
— Niegodziwa jestem — wołała, zalewając się łzami — Michał taki dobry dla mnie, tak kocha mnie... przysięgałam mu być wierną i kochającą żoną, a jednak myślę o innym, zajmuję się innym...
Położyła rękę na sercu i byłam pewna, że chciała powiedziéć: kocham innego! lecz tylko powstrzymała się nagle.
— Co ty myślisz o mnie? — pytała z gorączkowym niepokojem, zarzucając mi ręce na szyję. — Stracisz dla mnie szacunek, przestaniesz mnie kochać! O! będziesz miała najzupełniejszą słuszność! Jam nie warta twego szacunku, ani twojéj przyjaźni! Jam nie warta niczyjego szacunku. Mam najlepszego w świecie męża, a nie umiem go cenić!
Biegała po pokoju wzdłuż i wszerz i targała sobie warkocze, które w nieładzie opadały na jéj ramiona. Stanęła nagle, załamując ręce, i zawołała:
— On dobry, najlepszy, kocha mię! ale cóż? on mnie nie rozumié!