Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Temu, kto piérwszy poddał ten wyraz, najczęściéj niemający żadnego sensu, młodym, rozmarzonym kobietom, życzyła-bym w téj chwili, aby na wieki-wieczne pochłonięty został przez najgłębsze czeluście piekielne.
— Zeniu! — mówiłam, biorąc za rękę moję zrozpaczoną przyjaciółkę i usiłując ją choć trochę przyprowadzić do rozsądku, — powiedz mi choć raz jeszcze, co jest w tobie takiego, czego twój mąż nie rozumié? Odkryj to przed nim, sprobuj, może zrozumié!
Za całą odpowiedź Zenia westchnęła i szepnęła:
— O! to życie, życie! Jak widzę, szczęścia i spokoju szukać mi wypada tylko... w mogile.
To rzekłszy, usiadła przed biurkiem z twarzą natchnioną, otworzyła księgę marzeń i wyrysowała w niéj mogiłę, na mogile grobowiec, nad grobowcem dwa cyprysy, czy dwie wierzby, a u dołu napisała okrągło, wyraźnie: Zenona.
Potém przymierzyła nową suknią, którą jéj przyniosła panna służąca, potém jeszcze wydała służbie rozkazy co do jutrzejszego obiadu, na który zaprosiła wiele gości, potém rzuciła się na sofkę, wydając się cała na łup najczarniejszym i zupełnie szczerym zgryzotom sumienia, nakoniec otworzyła okno i patrzyła na księżyc. Przy tém to zajęciu zostawiłam ją, odchodząc do domu.
Nie pamiętam już, ile dni taki stan rzeczy trwał