Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szał był od pana N. Przedstawiłam mu, że, przyzwalając na zwłokę sprzedaży naszych majątków, nic wcale nie straci, bo matka moja nie myśli bynajmniéj kwestyonować jego należności, jakkolwiek ta zwiększyła się w niezupełnie prawowity sposób, i zwróci mu ją niezawodnie, jak tylko znajdzie nabywcę z korzystnemi dla niéj, a przynajmniéj słusznemi warunkami. Dodałam nakoniec, że, jeśli mu tak bardzo idzie o posiadanie dóbr naszych, to, chcąc połączyć uczciwość z własnym interesem, może traktować o ich kupno bezpośrednio z moją matką, lub jéj pełnomocnikiem, nie uciekając się do środka publicznéj sprzedaży, która, z powodu zupełnego braku konkurencyi, musi koniecznie wypaść z wielką krzywdą i zupełną ruiną méj matki, a jemu oddać jéj mienie za cenę nieskończenie niższą od istotnéj jego wartości. Henryk słuchał mnie w zupełném milczeniu, a palce jego odbywały zwykłe im ewolucye, tylko znacznie powolniéj, niż zawsze, jakby z rodzajem skupionéj rozwagi. Szafirowe szkła nie pozwalały mi widziéć wyrazu jego oczu, a na fizyognomii żaden wcale nie malował się wyraz, prócz jednostajnego ciągle uśmiechu, który nie wiadomo było co znaczył. Gdy skończyłam mówić, podniósł głowę i, z szyją nieco wyciągniętą naprzód, z tym samym niewyraźnym uśmiechem, zaczął mówić cichym, bezdźwięcznym i powolnym tonem:
— Otwartość, łaskawa pani, zaliczam do rzędu