Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzebuję stanąć przed nią z właściwym mi orężem w ręku.
Zdjęta niewysłowionym niesmakiem, jakby dla ulżenia sobie, spojrzałam na Rudolfa i spostrzegłam dziwny wyraz jego oczu, wlepionych w biurko, z którego Henryk wydobywał papiery urzędowe, będące, jak powiadał, właściwym mu orężem.
Był to sprzęt starożytny i piękny, z dwoma u góry zwierciadłami, oprawionemi w złocone ramy, z mnóztwem szuflad i szufladek, wielką płytą marmurową, służącą za stół do pisania i z kilkuramiennym złoconym świecznikiem, podtrzymywanym pomiędzy zwierciadłami przez dwoje bronzowych rąk, i opatrzonym w téj chwili sześciu, na wpół spalonemi, świecami. Nie pojmowałam dobrze, dla czego-by Rudolf z tak wielkiém wytężeniem wpatrywał się w to biurko, ale nie miałam czasu zastanawiać się nad tém. Henryk, ze zwojem papierów w ręku, usiadł naprzeciw mnie i skierował na moję twarz szkła szafirowe z wyrazem oczekiwania.
Nie mogłam nie postrzedz, że wązka nitka bladych jego warg rozciągnęła się znowu uśmiechem; ale nikt-by pewno znaczenia tego uśmiechu zrozumiéć nie mógł, taki był niewyraźny.
Widząc, że oczekuje, abym piérwsza przemówiła, zebrałam się z siłami, i bez zniżania się do prośby, lecz z grzecznością, i najwyraźniéj, jak mogłam, powtórzyłam mu propozycyą, którą już wczoraj sły-