Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czemności wojując, stawali się rzeczywistymi władcami swych dumnych napozór i wielmożnych panów.
Było mgnienie oka, w którém chciałam przeskoczyć próg, dzielący mię od babki Hortensyi, zapomniéć o wszystkiém, przyklęknąć przed nią i do ust przycisnąć jéj białą rękę. Ale pomiarkowałam się i nie uczyniłam tego; nie chciała mię widziéć, byłoby więc z mojéj strony niedelikatnością i zbyteczném uniżeniem się, gdybym przemocą prawie narzuciła jéj moję obecność. Wreszcie — pomyślałam — że może to oczy moje mię mylą, może babka wydaje mi się inną, niż zwykle, i bardziéj rzewne budzącą uczucia, dlatego, że dotąd nigdy nie widziałam jéj inaczéj, jak sztywnie, z podniesioną głową, kroczącą przez salon, lub siedzącą na kanapie, wyprostowaną, z kłębuszkiem bawełny w ręku. Odeszłam cicho i w kilka sekund potém otwierałam drzwi pokoju babki Ludgardy.
Tu nic się nie zmieniło. Zawsze czarny krucyfix stał na klęczniku, zawsze klatka z kanarkami wisiała przy oknie, a przed nią, w fotelu głębokim, z dłońmi zaplecionemi na czarnéj księdze ze srebrną klamrą, leżącéj na jéj kolanach, siedziała babka Ludgarda.
Gdy ujrzała mnie, blade jéj usta okrył uśmiech radości, i wyciągnęła do mnie oba ramiona.
Czułość, dobroć i smutek były w jéj oczach, gdy