Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

patrzyła na mnie, ale oprócz kilku zwykłych słów, jakie wyrzekła przy powitalnym uścisku, nic nie mówiła! Zdawało się, że milczenie było jéj stanem zwykłym i normalnym, z którego z trudnością wyjść jéj przychodziło. Jak dawniéj bywało, usiadłam na stołeczku, na którym spoczywały jéj stopy, splotłam ręce na fałdach jéj czarnéj sukni i z rzewném, lecz miłém uczuciem wpatrywałam się w twarz jéj bladą, pooraną, słabym tylko odbłyskiem myśli rozświetloną, ale zalaną za to wyrazem nieskończonéj łagodności i zrezygnowanéj a wrosłéj niejako w przygasłe źrenice tęsknoty. Patrzyła we mnie ciągle w milczeniu i zwolna przesuwała dłoń po moich włosach. Dziś jeszcze jestem pewna, że za pomocą wzroku starość jéj rozmawiała wtedy z moją młodością. Piérwsza widziała w drugiéj obraz dawno pobladłéj swéj przeszłości; druga czytała w piérwszéj wróżby lat przyszłych i zagadki samotnéj doli, do jakiéj się gotowała.
— Babciu — wymówiłam po długiéj chwili milczeczenia — tak dawno cię nie widziałam? Jakże się mają twe ulubione kanarki? Czy zawsze tak lubisz patrzéć na nie?
Skinęła głową na znak potwierdzenia i z cicha wyrzekła:
— Te ptaszęta mnie kochają!
W istocie, niby w odpowiedzi na to jéj słowo, jedno z ptasząt zatrzepotało w klatce i żywo zaświergo-