Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powoli kroplę po kropli ten kielich rozkoszy, jaki podałaś mi pani, dając mi swéj miłości, swéj ręki obietnicę... pożegnaj pani matkę swą ode mnie, bo ja nie mam siły... jutro, lub dziś w wieczór, będę tu i może mi daném będzie nazwać cię, pani, moją narzeczoną!..
To rzekłszy, okrył pocałunkami moje ręce i wybiegł z salonu drzwiami, od których siedzieliśmy o kilka kroków zaledwie.
Powstałam, nogi się chwiały pode mną. Znowu więc posłyszałam ten cudowny wyraz: kocham, i drugi, bratni mu, a tak dźwięczny, tak tajemniczo rozkoszny: narzeczona! Pokój ze wszystkiemi swemi sprzętami wirował wkoło mnie i przed sobą nic nie widziałam.
Nagle poczułam się pociągniętą za rękaw; ktoś ujął moję rękę i, sama nie wiedząc jak, znalazłam się w sali jadalnéj z Binią, która, ciągnąc mię za sobą, spiesznie mówiła:
— Piérwszy raz w życiu słuchałam pode drzwiami, ale było to z trwogi o ciebie... przewidywałam, że ci się dziś oświadczy... tak się i stało... przyjęłaś go prawie... nieszczęśliwe dziecko! pójdź-że i zobacz sama...
Tu zatrzymała się i wskazujący palec wyciągnęła ku na-pół otwartym drzwiom od przedpokoju.
Dziś jeszcze, po wielu upłynionych latach, wspomnienie widoku, jaki ujrzałam wówczas, przejmuje mię bolesném uczuciem! dziś jeszcze rumieniec wsty-