Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znalazła się w dłoni pana Lubomira. Trzymał ją w silnym uścisku i mówił szeptem prawie:
— Pani! pokochałem cię gorąco, namiętnie, na wieki... życie bez ciebie byłoby mi piekłem okropném... czy podzielasz pani moje uczucia? Czy prawdą jest to, co czytałem tyle razy w twych niebiańskich oczach? O! powiedz mi, czy pozwalasz, abym do szanownéj twéj matki zaniósł prośbę o oddanie mi ręki twojéj? Niech połączy nas wiekuisty węzeł miłości, niech droga życia wspólną nam będzie, a zaścielę ci ją samemi kwiatami. Powiedz mi pani, wymów jedno słowo, niech wyrok mój posłyszę z ust twoich! Czy pozwalasz mi mówić o tém z twą matką?...
— Tak — odpowiedziałam z cicha, przejęta uczuciem szczęścia, bo słowa pana Lubomira brzmiały w mém uchu tak gorące, tak na wskróś przesiąknięte miłością dla mnie, tak prawdy pełne...
— O, dziękuję ci, pani, dziękuję! — zawołał z uniesieniem, niosąc do ust mą rękę. — Zaraz, zaraz to uczynię... I podniósł się na-pół z krzesła.
— Albo nie — wymówił — jutro lepiéj. Dziś, w téj chwili, radość mąci mi myśli w głowie... niezdolnym był-bym wypowiedziéć przed matką pani treści mego serca, wyśpiewać przed nią téj pieśni, która mi gra w duszy... Oddalę się: potrzebuję w samotności uspokoić zbuntowane bicia mego serca... potrzebuję w samotném słodkiém marzeniu wychylić