Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o których ucho tak czystéj dziewczyny, jak ty, słyszéć, i których oko jéj widziéć nie powinno. Dlatego wahałam się z powiedzeniem ci tego, o czém wiem i przekonaną jestem. Ale widząc, że naprawdę dałaś się uwieść pięknym słowom tego człowieka i możesz powziąć względem niego postanowienie zgubne dla ciebie, odkładam wszystkie względy na stronę i powiem ci prosto a wyraźnie: Pan Lubomir asystuje ci w salonie i prawi piękne rzeczy, z których dorozumiewasz się, że cię kocha, a tymczasem zarazem zaleca się do twojéj garderobianéj, Zosi, ilekroć ją napotka w przedpokoju, na wschodach, lub na ulicy.
Zerwałam się z siedzenia na równe nogi, fala krwi uderzyła mi do czoła i twarzy, a potém gorącym ukropem zakipiała we wszystkich mych żyłach.
— Biniu! Biniu! — zawołałam, dłońmi zasłaniając oczy, które śród zmroku nawet na twarz staréj piastunki wstydziły się spojrzéć. — To być nie może! to nieprawda! to potwarz! ja temu nie wierzę!
— Nie wierzysz mi? — wyrzekła Binia, i z żalem dodała: — piérwszy raz w życiu nie wierzysz mi!
— Nie wierzę! — odpowiedziałam stanowczo, czując sama, że w głosie mym przebijała się uraza — tobie, moja Biniu, wydało się, wyobraziłaś coś sobie...
— A więc przypuszczasz — zawsze z tym samym żalem przerwała Binia — że dla nieuzasadnionych przypuszczeń, dla jakichś mar wyobraźni, chciała-