Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piastunka podniosła głowę, poprawiła okulary, popatrzyła na mnie z bacznością kilka sekund i wymówiła z cicha:
— To niedobrze.
Wyraz ten niemile mię uderzył.
— Niedobrze! — zawołałam — dlaczego niedobrze?
— On cię prawdziwie nie kocha, moje dziecko — mówiła Binia powoli i ze smutkiem — co więcéj, on nie jest prawdziwie uczciwym człowiekiem.
Mówiła to z taką pewnością w głosie, że przykre wrażenie, jakiego doświadczyłam przy piérwszym jéj wyrazie, zamieniło się w żal i obawę. Ale wkrótce uśmiechnęłam się niedowierzająco i zwycięzko.
— Moja Biniu — rzekłam — przecie nie znasz Lubomira, jakże więc możesz mówić...
— Ja ci nic mówić nie będę — przerwała Binia — ja ci nawet nie mogę powiedziéć tego, co wiem i widziałam, bobyś ani uwierzyć temu nie chciała. Tylko ostrzegam cię, abyś nie wierzyła pięknym słowom tego pana, które mi tyle razy z zachwyceniem powtarzałaś, bo pod niemi ukrywa się wiele próżności i zepsucia, a mało uczciwości i serca...
Osłupiałam z zadziwienia i zaczęłam domagać się od Bini, aby mi powiedziała, co wié i co widziała takiego, coby jéj tak złą o Lubomirze dawało opinią.
— Moje dziecko! — wymówiła Binia ze smutkiem i powagą w głosie — dzieją się na świecie rzeczy,