Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w wjolinie. Był to głośny śmiech dziecka. Nic ważnego ani szczególnego. W takich jak ten ogrodach publicznych znajduje się zazwyczaj mnóstwo gwarzących, śmiejących się dzieci. Jednak, po niezliczone razy słyszane i niesłuchane, tym razem szczebiot i śmiech dziecinny przebiły się do samej głębi jej słuchu, tak, że pochylona naprzód, oczyma szukała ich źródła. Ale maleńkie, różowe to źródło było już od niej dość daleko i przez chwilę tylko mogła widzieć drobną istotkę w różowej sukience, którą za rękę prowadził stary człowiek o plecach szerokich, przygarbionych, dość wytartą odzieżą okrytych. Plecy te i tę odzież zobaczywszy, więcej jeszcze pochyliła się i wytężyła wzrok. Wszakże to on... tak, tak, on, ten... »miłośnik ludzkości«, bankrut, prawie nędzarz, codziennie przechodzący przed jej oknami, z szyją wyciągniętą do włożenia obroży całodziennej! Dziś, dzień świąteczny, więc obroża zdjęta, i, czy podobna? czy podobna? Ten człowiek uśmiecha się, śmieje się nawet, czegoś się cieszy... On — ta ruina wszechstronna i — radość, dwa przeciwne bieguny, dwa różne globy. Dziewczynka mała, jak różyczka, słomianym kapelusikiem nakryta, a jej dziecinne stopki dziwnie pociesznie i śpiesznie drepcą obok stóp męskich, wielkich, ciężkich, grubo obutych. Głowa mała w słomianym kapelusiku ruchem ptaszęcym wznosi się ku twarzy dużej, tak zbrużdżonej jak niwa, którą wielokrotnie wzruszyły żelazne lemiesze. I oboje, ona z podniesioną ku niemu, on z pochyloną ku niej twarzą, patrzą na siebie i śmieją się. Romans dziadka z małą wnuczką. W dzień pogodny i świąteczny wesoły romans! Że dziecko śmieje się, rzecz prosta, ale ten biedak,