Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bowym orszakiem za kłódką drzewa, przez dwoje, na przodzie idących, niesioną.
Niskie drzwi chaty były na oścież otwarte; we wnętrzu jej rozlegał się głos tak donośny i tak wyraźnie słowa wymawiający, że niepodobna byłoby przypisać go wątłej i bezzębnej babie. Czy rozpacz, tak jak radość, przywracać może ludziom na chwilę świeżość i siłę młodości? Głośne lamentowanie i wyrzekanie kobiet, po stracie osób bliskich, jest tu powszechnym zwyczajem. Ale tym razem, najpewniej nie proste stosowanie się do zwyczaju, lecz coś wcale innego nadawało przemawiającemu w chacie głosowi jego wielką siłę i poddawało mu myśli, które wypowiadał. Przewlekle, zanosząc się naprzemiam to od płaczu, to jakoby od grobowego śpiewu, Słaboszycha mówiła i wołała:
— Uczony ty był, mój sokole, przy panach hodowany, wysoki jak ta topola, i nie pogardziłeś mną, prostą dziewczyną..., czytać na książce umiałeś, mówić po pańsku umiałeś, delikatny byłeś i śliczny jak panicz — a nie pogardziłeś mną sierotą, rodziców i chaty swojej nie mającą, ludzkiem popychadłem... Kiedy spojrzałam ja na ciebie, myślałam, że to słoneczko Boże zaświeciło, kiedy łaskawie przemówiłeś do mnie, jakby mnie anioł boski na swoje skrzydła wziął!... Ludzie śmiali się ze mnie i mówili: wstydem on ciebie okryje, zgubi on ciebie na wieki wieków! Gdzie tobie do niego! A ty mnie wstydem nie okrył i nie zgubił, przed Bogiem i ludźmi za żonkę wziął, sierotę bez matki i ojca, chaty swojej nie mającą, ludzkie popychadło... Oj, dziękowałam ja tobie za to przez całe życie, oj, wywdzięczałam się ja tobie za