Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to, jak mogłam, oj, lubiłam ja ciebie, jak ojca i matkę, co mię dzieciną odumarli, jak chatę swoją, której nigdy nie miałam, jak ludzką litość, której nigdy nie doświadczałam, a teraz, jak ja tobie dziękować będę, jak wywdzięczać się, jak lubić, kiedy mi ciebie zimna śmierć zabrała! Oj, Boże mój wielki, czemuż nie mnie lepiej ona zabrała! czemu nie mnie!
Tu rozległo się głośne klaśnięcie w dłonie, jakiś stuk, szelest, szamotanie się i napominanie; widać z ziemi ją podnoszono, przemocą uspakajano, aż po minutach kilku znowu hałosić zaczęła.
— W głodne lata ty mnie od głodu bronił, oj, w te głodne lata, kiedy na ludzi wielki mór poszedł... co ty napracował się wtedy, obronicielu mój, co nachorował, wielki skuł na ręku od pracy nosił, wiele rąk i nóg ludzkich nacałował, a mnie i dzieciny nasze przekarmił i od głodowego moru ochronił, jak ten anioł boski... Oj, pamiętałam ja tobie to zawsze, oj, dziękowałam ja tobie za to przez całe życie, oj, wywdzięczałam się jak mogłam... a teraz, jak dziękować będę, jak wywdzięczać się, kiedy mi ciebie zimna śmierć zabrała, obronicielu ty mój, nigdy nienapatrzony, nienadziękowany!
Ryknęła takim płaczem, że aż drgnęły z przestrachu siedzące na przyzbie kobiety i po nowych kilku minutach we wnętrzu chaty trwających szamotaniach i szeptach, znowu głos podniosła:
— Tyle latek przeżyli my z tobą, gołębiu mój, tyle latek jak paciórek przetoczyło się przed nami, a twoja ręka nigdy dla mnie ciężka nie była i twoje usta nie skrzywdziły mnie marnem słóweczkiem. Spokojny ty był,