Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ryk, i wyraz niezadowolnienia na twarzy Alfreda. Ani razu przez dzień cały nie zbliżył się do mnie; niekiedy tylko, widziałam to, zdaleka na mnie patrzył. I dziwna rzecz! gdym patrzyła na niego, w myśli mi ciągle tkwiło pytanie wzbudzone słowami brata: jak on mię kocha? I pierwszy raz pomyślałam: czemu on tak mało mówi ze mną?
Zebrane towarzystwo zwróciło uwagę na wyraz niezadowolenia zalewający twarz mojego narzeczonego; więcej niż kiedy upornie milczał, rzadko przemawiając kilka zimnych wyrazów do otaczającej go młodzieży.
Zmrok zapadał, pora mi już była ubierać się do ślubu, i miałam wyjść z salonu, gdy posłyszałam jednego z młodych ludzi wesoło mówiącego do pana Alfreda.
— O najszczęśliwszy z najszczęśliwszych Alfredzie! zepsute dziecko losu! czemuż zachmurzasz twe olimpijskie czoło, gdy cię czekają stopnie ołtarza?
— Naprawdę, Alfredzie, odezwał się któś poważniej — co znaczy twoje niezadowolenie? jestże to resztka żalu po swobodnem życiu? czyteż lekka obawa którejbym wcale nie miał, będąc na twojem miejscu?
Niezauważona, stanęłam ciekawością przykuta do miejsca, wyczekując odpowiedzi narzeczonego.
— At, odpowiedział on niechętnie towarzyszom, pocóż te wszystkie wnioski? istotnie szczęśliwy jestem