Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo; ale skaleczyli mi dziś w drodze kasztankę. Trzysta funtów szterlingów zapłaciłem za nią w Londynie. Ale czyż ci ludzie umieją obchodzić się z takiem szlachetnem zwierzęciem!
Tym razem zrobiło mi się bardzo już straszno i smutno. Wprawdzie nieraz pan Alfred mówił przedemną o koniach. Ale czym już trochę dojrzała w owej uroczystej chwili, i straszną z nią sprzecznością zabrzmiały mi w uszach słowa narzeczonego — czy rozmowa z bratem pobudziła mię do głębszego rzeczy rozbioru, dość że dziwnie mi jakoś boleśnie ścisnęło się serce. Mimo woli wzrok mój upadł na twarz Henryka. Siedział on smutnie wsparty na ręku, a w oczach jego był wyraźny niepokój i żal. Jeszcze chwila, a byłabym pobiegła do niego, rzuciła się w jego braterskie objęcia, i zawołała: ratunku!
Ratunku? Od jakiego niebezpieczeństwa — nie wiedziałam dobrze; ale bezwiednie czułam jego potrzebę. W tem nagle towarzyszki moje zawołały na mnie: Regino! prędzej! prędzej! idź się ubierać! wszyscy czekają na ciebie! I pochwyciwszy mię za ręce wyprowadziły z salonu.
Prędzej! prędzej!... o straszne słowo! Jakże go niepowinny słuchać młode istoty, mające przestąpić próg dzielący je na wieki od ich dziewiczej, swobodnej przeszłości!
Smutno stanęłam nad moją białą ślubną suknią, i zamyślona rzekłam do towarzyszek: