Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyć musiałam. Ale żaden nie zwrócił już mojej uwagi; wzrokiem ścigałam młodego człowieka o którym kilka dni przemarzyłam, a którego piękna postać i twarz, wywierały na mnie dziwny urok. Kilka towarzyszek moich szepnęło mi do ucha: pan Alfred Różyński bardzo jest piękny! jak on ślicznie tańczy! Więc nie ja jedna znajduję go pięknym! — myślałam i rzekłam zcicha do Malwinki.
— Nieprawdaż że pan Alfred jest piękny?
— Bardzo, odpowiedziała i dodała — a jak on na ciebie ciągle patrzy.
Serce mi uderzyło silnie na te słowa Malwiny i spojrzałem na pana Alfreda stojącego niedaleko mnie. Spotkałam się z jego wzrokiem zawsze jednostajnie martwym, ale rzeczywiście przywiązanym do mojej twarzy. Czułam, że się mocno zarumieniłam.
— On musi być bardzo dobry, szepnęłam znów do mojej towarzyszki.
— Niezawodnie, odrzekła — i niezawodnie też zakochany już w tobie.
Nieopisanie radosną nutą zabrzmiały w sercu mojem te słowa Malwinki. Więc był już ktoś co mię ukochał! — dotąd zdawało mi się zawsze, że nikt mię jeszcze nie kochał na świecie. I poczułam już rodzaj wdzięczności, rodzącej się we mnie dla młodego człowieka.