Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bal miał się ku końcowi, tańce ustawały, a ja myśląc o panu Alfredzie i o słowach Malwiny, nawpół słuchałam rozmowy którejś z towarzyszek; gdy dał się słyszeć silny, czysty, tenorowy śpiew — a ja zobaczyłam siedzącego przy fortepianie i śpiewającego pana Alfreda.
— Kuzynek mój ślicznie śpiewa, rzekła Anielka siadając przy mnie; — uprosiłam go aby nam zaśpiewał.
I rzeczywiście ślicznie śpiewał pan Alfred. Znałam muzykę i sama śpiewałam — byłam zresztą w usposobieniu, w którem muzyka najbardziej wzrusza i upaja. Z rozkoszą więc prawdziwą, z upojeniem słuchałam głosu pełnego siły i dźwięcznej czystości. Twarz jego pozostała w śpiewie tak samo nieruchoma, blada i bez blasku; ale im dłużej śpiewał, tem więcej głos jego wzmagał się w potęgę, i taką niekiedy drgał namiętnością lub miękką słodyczą, iż zdawało się, że w piersi śpiewającego spoczywały skarby miłości i wrzały ognie wulkanów. W głowie mi się mąciło; czułam, że drżałam cała, i całą mocą wstrzymywałam łzy, które potokiem napływały mi do oczu.
Ustał śpiew. Pan Alfred wstał powoli, i zwracając się do jednego z towarzyszów rzekł:
— Brałem lekcje od Rubiniego w Paryżu, on mię nauczył śpiewać tę arję. — I dodał: A propos! czy widziałeś Michasiu moję Lady, którą sprowadziłem