Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie — a tak człowiekby i końca jarmarku nie zachwycił. To ten z długą brodą, mówił dalej Lejba, wskazując tego, który wołał na ludzi z łańcuchem.
— A to już dobry kiedy ludzi żałuje — z westchnieniem rzekł Andryj.
Wskazany wyprzedzał nieco innych. Z pod kapelusza widać było opaloną trochę od słońca twarz; w ręku trzymał małą laseczkę. Był to Rawicki.
Łańcuch zniknął z drogi, wózek posunął się zwolna dalej, a obok niego powlekła się biedka Lejby; a długo jeszcze Andryj popędzając konia, spluwał i powtarzał: zgiń! przepadnij szatańska siło! bez koni jeździć! To chyba djabeł wymyślił!
— To niemiecka sztuka! wtórował dworak. — Dziewucha piastowała znowu na kolanach swój kosz z jajami i drzemała, a Lejba gładził rudą brodę i pomrukiwał: zwei rubel mit dreizen kopiejkes.
Tak jechali sobie prostaczkowie. Za nimi budowano drogę żelazną — ale przed nimi był jarmark. Cóż ich obchodziła komotywa, ta moc djabelska, ta niemiecka sztuka? Na jarmarku dla nich szczęście i wesele!...
O ubodzy w duchu! nadchodzi czas, że nietylko wasze ciała, ale i duch wasz pędem lokomotywy dążyć będzie coraz dalej; zsiądziecie z wózków ciemnoty i zapragniecie dorównać tym, których rozum dziś piekielną siłą wam się wydaje! Przyjdzie pora..... lecz tymczasem: jedźcie z Bogiem! i wesołego jar-