Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Już ja dalibóg temi wozami niepojadę! zapiszczała dziewucha.
— Pojedziecie dzieci, pojedziecie! zadecydował Lejba — to tanio kosztuje! Ny, dodał — my tu gadamy a jarmark nie czeka; co tu zrobić, żeby nas te panowie przepuścili?
— Trzeba poprosić! odezwał się dworak.
— Ja tam nie pójdę prosić! stanowczo rzekł Andryj.
— Ny, ja sam pójdę! rzekł Lejba. I zsiadłszy z biedki, przelazł z trudnością rów dzielący drogę od łąki, i poszedł ku gruppie mężczyzn, która zbliżyła się nieco idąc snać ku dworowi. Chłopi podeszli nad sam rów i słuchali, jak też arendarz będzie rozmawiał z tymi niżynierami. Wszakże odległość lubo niewielka, nie dała im posłyszeć słów rozmowy; zobaczyli tylko, jak rudy Lejba czapką i jarmułką nisko się pokłonił i jak panowie stanęli i przez chwilę rozmawiali z sobą. Poczem z grona ich wyszedł jeden słuszny i w czarnem zupełnie ubraniu, a zwracając się ku ludziom ciągnącym łańcuch, i wyciągając ku nim rękę, zawołał silnym i donośnym głosem:
— Ściągnąć sznur! otworzyć drogę! — Nie chcieli zdjąć tej liny, mówił żyd gramoląc się na biedkę — i przyszłoby tu stać do wieczora; ale jeden powiedział: na co biedni ludzie mają czas tracić? tam już sznur niepotrzebny! i wszyscy posłuchali. Ny, to jakiś dobry pan, daj jemu Boże zdro-