Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wio! wołała z dodatkiem przekleństwa ukwiecona dziewucha siedząca w półkoszku, której najbardziej chodziło o to aby się na jarmark nie spóźnić.
Koń ożywiony batem, przyśpieszył kroku i wózek podskakując w kolei wyżłobionej kołami poprzednio tam przechodzącemi, żwawo się potoczył ku wielkiemu zadowoleniu jadących — które się objawiło powszechnem drzemaniem. Nagle u stóp góry na której stał dwór N*** naprzeciw samego domu, stanął i koń i wózek; powożący chłop rozbudził się, przechylił nieco, popatrzył przed konie i zsiadając z wózka, mruknął.
— Cóż to za djabeł?
Dworak zsunął się także z wozu — wyszedł przed konia — i zawołał.
— Aaa! a to co?
Zniecierpliwiona dziewucha postawiła na wozie kosz z jajkami, który trzymała na kolanach, wygramoliła się z półkoszka a stanąwszy na ziemi i spojrzawszy na drogę klasnęła rękami i zawołała.
— Och, Andryj! cóżto za powróz?
Przedmiot nad którym troje ludzi kiwało głowami w zadziwieniu, a czwarty koń stał z głową w smutnej zadumie spuszczoną, był gruby i długi łańcuch, jakim zwykle mierzą grunta jeometrzy i inżynierowie. Złożony z dużych ogniw, w równych odstępach przedzielony większemi jeszcze kołkami, spływał on z gó-