Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry, przerzynał drogę i biegł na równinę lśniąc jakby złoty pod promieniami słońca. Nie wiele wznosił się on po nad ziemią — tyle jednak że koń i wózek przez niego przejść nie mogły.
Spojrzenia wstrzymanych przeszkodą podróżnych, zwróciły się w kierunku w jakim na równinę biegł łańcuch — a po spojrzeniu tem opuścili ręce, otworzyli usta i — zapomnieli o jarmarku — tak szczególny dla ich oczu przedstawił się widok.
Od samej drogi — tuż obok łańcucha — na tle równej i zielonej łąki rysowały się w równych i niewielkich od siebie odstępach, powbijane w ziemię dość wysokie pale a na nich — wśród pogodnego błękitu nieba powiewały białe i pąsowe chorągiewki.
O sto może kroków od drogi, obok ostatniej z chorągiewek, stała gruppa mężczyzn w szarych, białych i czarnych ubiorach. Zdala rozpoznać było można popielate ubrania dworskiej służby, letnie białe ubiory i czarne surduty ludzi wyższej sfery społecznej. Zebrani rozmawiali z takiem ożywieniem, że głosy ich, ktoby uważał, mógłby słyszeć na gościńcu. Stojący na drodze patrzyli ciągle, i zobaczyli jak służba w szarych ubiorach postąpiła naprzód, pociągnęła za sobą lśniący łańcuch, a w oddali, w prostej linji za innemi, błysnęła jeszcze jedna chorągiewka, i jeszcze jedna i jeszcze jedna. Coraz dalej sunął łańcuch — oddalała się służba i coraz więcej błyskało chorągiewek. Panowie w białych i czarnych u-