Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szeroko oddycha, i wyciąga ramiona aby ująć w nie cały świat, cały bezmierny ogrom szczęścia.
Pan Rawicki stał u brzegu łodzi z podniesioną głową, z ręką wspartą na wiośle; twarz jego osłonięta była półcieniem, a tylko czoło zalane promieniami jaśniało jakby pod srebrną aureolą.
Obok jego postaci silnemi i pięknemi kształty rysującej się na tle pogodnej nocy, na niskiej ławeczce — cała rozjaśniona srebrnem światłem, z twarzą zwróconą ku niemu, siedziała Regina.
Pan Rawicki obiegał okiem całą przestrzeń; patrzył na błyszczącą i szeroką wstęgę rzeki, i na las którego liście obielone promieniami księżyca szumiały łagodnem drżeniem. Spójrzenie Reginy podnosiło się ku niebu — i spoczywało to na białych obłokach lekko płynących w górze, to na twarzy obok niej, a raczej nieco ponad nią stojącego mężczyzny.
— Piękna noc! szepnęła.
— Tak, piękna noc, odpowiedział głosem jakby uroczystością chwili tłumionym, pan Stefan. Piękna natura — powtórzył, patrząc ciągle w przestrzeń; — tak piękna, że w obec niej człowiek we własnych, oczach maleje. Te ogromy świata i piękności, te przestrzenie dyszące wielkością bez granic, wołają na niego: jesteś mały!
— I zarazem mówią mu: jesteś wielki! szepnęła kobieta; umiesz poznawać ich ogrom i czuć ich wspaniałą piękność!