Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W istocie, ozwał się pan Rawicki, wieczór jest ciepły i cichy, i o ile wiem, jedna jeszcze godzina przejażdżki nie powinnaby być pannie Wandzie szkodliwą.
I znowu płynęli; woda lekko i szybko ich niosła; nadbrzeżne drzewa szumiały, siostra Wandy ciągle nuciła zcicha.
Natura naszych okolic najczęściej zimna i smutna, miewa niekiedy chwile dziwnej, uroczej piękności. Jestto jakby rokwitanie, jakby natchnienie wszech rzeczy: zieleni, obłoków, kwiatów. W srebrnej mgle promieni bladych a jednak jasnych, świat cały zda się płynąć i drżeć; tysiąc odgłosów niewyraźnych, niepochwytnych, biegnie od ziemi ku niebu i od nieba ku ziemi. W odgłosach tych jest szelest, śpiew, jęk i pieśń miłości. Wszystko spokojne, a jednak wszystko mówi; kwiaty kołyszą się pod ciepłym powiewem, drzewa szumią, obłoki płyną w srebrnej mgle, fale woni mięszają się z potokami światła. A wszystko to zlane razem: — półmilczenie i półgwar, półświatło i półcień, gorący powiew i słodkie wonie — obejmują człowieka nieopisanego uroku tchnieniem.
A cóż dopiero gdy śród takiej uroczystej i wspaniałej chwili, człowiek we własnej piersi usłyszy najpiękniejszą melodję rodzącej się albo już rozkwitłej miłości! Wtedy wzmaga się w nim potęga uczucia, woli i pragnienia; wtedy, powstaje on dumny i silny;