Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a nawet i nie powinien zrzekać się swojej natury. Dziś rano, staliśmy razem u otwartego okna — rozmawiałem z nią. I w jednej chwili, w błyskawicznem mgnieniu oka uderzyła mię jej piękność wspaniała, poważna. I spojrzałem na nią okiem już nie badacza wielbiącego jej duszę — ale, Zygmuncie, spojrzałem na nią okiem... człowieka.. i powiedziałem sobie: Ona jest piękna!“
„Przyjacielu! ty znałeś moją młodość i cały ciąg późniejszych, dojrzałych lat. Gdy rówiennicy moi używali uciech młodości, ja o chlebie i wodzie nieraz, bez ognia w zimie, bez słowa zachęty znikąd, krwawym mozołem zdobywałem naukę, której pragnął młodzieńczy a już do światła rwący się mój umysł. Więc młodzieńcze moje lata przeszły mi czysto i surowo, w trudach ozdobionych nadzieją przyszłości. Potem, w pełnej wezbranego życia piersi ozwały się gwałtowne pragnienia; sny gorące przynosiły mojej wyobraźni postać kobiety. Zmysłowe uniesienie w młodzieńczym porywie za miłość wziąłem, do gorejącej piersi przycisnąłem posąg... Znałeś Klotyldę Zygmuncie? Umarła — a ja uspokojony latami i oziębiony zawodem, za żonę pojąłem pracę. Naukę i naturę wziąłem ża towarzyszki moich wszystkich dni — całe życie moje zmieniłem w czyn i w myśl; a na kobietę jeśli patrzyłem kiedy to jako badacz chyba wszystkich objawów ludzkości.