Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich falach gwiazdami, i w dali, w dali niknąc śród białej mgły, która jakby morze rozlała się po nadbrzeżnych łąkach. Pomiędzy ogrodową zielenią, drżącemi światełkami błyskały okna białych domków; od strony jednego z nich echo niosło dźwięki dalekiej, fortepjanowej muzyki. Wyzwany może przez nią słowik, gdzieś po za kościołkiem probował dobywać ostatnie tony ze zmęczonego wiosennem śpiewaniem gardziołka.
Ale nie na gwiazdy i nie na mgłę daleką patrzyli młodzi ludzie; wzrok ich poniósł się wprawdzie w górę, lecz nie ku niebu.
Na wysokim balkonie, ręką o balustradę wsparta stała kobieta; rysów jej twarzy dojrzeć nie mogli, ale białość jej lśniła na tle ciemnem, z oczu wpatrzonych w przestrzeń tryskał blask żywy, i postać jej smukła, zgrabna, czarną objęta suknią, wyraźnie rysowała się na białem tle ściany przy której stała. Młodzi ludzie cicho przeszli pod balkonem, usiedli na ławeczce naprzeciw, śród klombów zieleni, i patrzyli. Wkrótce w otwartych na balkon drzwiach oświetlonego pokoju, stanął rosły mężczyzna.
— Przeziębisz się Regino! — rzekł do kobiety.
— Nie, ciepło jest, — odpowiedziała; chodź Henryku, zobacz co za prześliczny widok.
A gdy brat zbliżył się do niej, dodała:
— Czy wiesz, że ile razy widzę piękną wodę, zaraz mi na myśli staje Różanna i jej prześliczne je-