Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zioro! A ilem ja przecierpiała patrząc na jego fale...
— Znów smutne myśli, siostro! — z lekką wymówką rzekł Henryk.
— O tak, bracie, — odpowiedziała Regina, — smutne są moje myśli, i każda poważnie myśląca kobieta, której los przyniesie podobną mojej dolę, smutną być musi. Przy świetle gwiazd myślę o moich dziecinnych latach, tak jasnych i złotych jak one — i patrząc na przezrocze fale wody, widzę młodzieńcze moje chwile przezrocze i czyste. I taka jaką jestem dziś, przyrównywam się do tej płaczącej brzozy, która — patrz, tu blisko balkonu naszego — złamane gałązki w Niemnie zatapia. Tak Henryku, dodała opierając się na ramieniu brata, smutna jest dusza moja aż do śmierci.
— Aż do odrodzenia! szepnął brat, wprowadzając ją do pokoju.
Prawie całej rozmowy tej nie słyszeli młodzi ludzie, bo wypowiedziana była cicho, szeptem niemal; zaledwie kilka oderwanych słów doszło ich uszów. Ale wkrótce po zniknięciu brata i siostry usłyszeli dźwięk jakiegoś instrumentu i towarzyszący mu głos kobiecego śpiewu.
Podeszli znowu pod balkon i przez otwarte drzwi do oświetlonego lampą pokoju, zobaczyli pana Tarnowskiego siedzącego i grającego na teorbanie, instrumencie używanym często przez mieszkańców jego stron rodzinnych. Za nim, z podniesioną nieco gło-