Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczuła i na Bahrewiczową za zabicie jego obraziła się srodze. Czerwonemi rękoma włosy mu przygładziła, kołnierz uporządkowała i, posadziwszy go na ławie, w kształcie pociechy, przyniosła mu z komory dwie garście słonecznikowych ziarn, które przed nim na stół wysypała.
Jesz — rzekła — nuże jesz a nie becz! baćko zaraz przyjdzie, a tymczasem rozpowiédz mnie, jak to było...
Wróciła do rozpalonego ognia i nastawiania wieczerzy, a Jurek, łuszcząc i zjadając smaczne ziarnka, powoli uspakajać się zaczynał, i żałosnym zrazu, a potém coraz weselszym głosem opowiadał siostrze, jak to było.
Było to jak następuje:
W małéj bawialni Bahrewiczów, dwie panienki siedziały jak zwykle przy dwu oknach. Ponieważ dnia tego gości żadnych nie miały i nie oczekiwały, koków sobie do głów nie przypięły i turniur do talii nie przywiązały. Grube i piękne warkocze spadały im na białe kaftany, przyozdobione haftami i koronkami własnego wyrobu. Jak zwykle bywało, siedząc przy oknach, wedle wyrażenia matki: „dłubały”. Rózia reperowała falbanki i bufki przy świątecznéj sukience, Karolka jaskrawą jakąś wstążeczkę bardzo pracowicie naszywała błyszczącemi paciorkami. Jaskrawego istotnie trzebaby stroju, aby ożywić nieco dziwnie przez ostatnie miesiące pobladłą i nadwiędłą