Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cerę panienki. Była formalnie do siebie niepodobną; świeżość, zarówno jak wesołość z twarzy jéj zniknęły. Podkrążone oczy miewały chwilami wyraz posępny i od czasu do czasu napełniały się łzami. Łowiąc igłą rozsypane na stole paciorki, wzdychała; Rózia tłuściutka i rumiana, jak dawniéj, spoglądając czasem na siostrę z ukosa, myślała: — Ot, wziął i porzucił! bałamucił, bałamucił i porzucił! A Karolka taka głupia, że po nim desperuje! Jabym mu już dawno w oczy plunęła i ani za nim obejrzała się!
Nagle, Karolka wzrok zwróciwszy ku oknu, zarumieniła się i z krzesła poskoczyła. Smutne jéj oczy błysnęły radością. Zobaczyła Jurka, który pod płotem przesunąwszy się, stanął wśród akacyowych i berberysowych zarośli, tworzących na dziedzińcu dwa gęste, cieniste klomby. Stał w cieniu akacyj, bzów i berberysów, na tém samém miejscu, na którém w ów wieczór marcowy Krystyna oczekiwała ukazania się Bahrewicza, aby go dla niedoli Pilipka o radę błagać. I jak ona wtedy, z małych okien domu oczu nie spuszczał, tylko, że te oczy małego fagasa błyszczały swawolą i filuterną przebiegłością. Dwa lata służby u Kaprowskiego nauczyły go mnóztwa rzeczy; rozumiał wybornie znaczenie poselstwa swego i spoglądając w okna ekonomskiego domu, mrugał ku nim figlarnie, wykrzywiał się pociesznie i rękawem spencera zakrywał śmiejące się usta. Karolka znała go dobrze i wiedziała, gdzie teraz przebywa.