Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad brzegiem przepaści, na któréj dnie jest niebo i piekło...
„Wszystko na ziemi powtarza się: od czasów Franczeski Rimini, czytanie poezyi, pisanych ogniem i łzami, zdradzało zawsze tajnie serc objętych miłością... Przyjacielu!... w tym wyrazie oczu jéj... w echowym dźwięku jéj głosu, powtarzającego smutny jęk poety, była to miłość, boję się zgadnąć i pragnę zgadnąć, że była to miłość dla mnie... Jeżeli tak jest — o rozpaczy! Nie, o! szczęście! niech powié do mnie ten wyraz, jeden wyraz: „kocham!”, niech umiera, umrę z nią razem!...
„Och! nie, nie, nie! niech żyje, niech będzie dla mnie zimną jak lód; niech mi nawet swą przyjaźń odbierze, niech mię nienawidzi, a niech żyje, niech będzie szczęśliwą, spokojną przynajmniéj.
„Marzyłem, gdym ujrzał ją znowu samotną i opuszczoną, że otoczę ją spokojem, dostatkiem, przywiązaniem braterskiém, że bóle przebyte zmilkną i zamrą w jéj piersi i że oboje, jak brat i siostra, będziemy żyć już zawsze blizko siebie, złączeni duchem...
„Marzyłem, że lubo życie rodzinne straciła już ona na zawsze, ja stworzę dla niéj życie myśli i czynu, przez które pójdzie promienna a spokojna; że lubo jedna miłość ją zawiodła, a inna wzbroniona jéj prawami ludzkiemi, ja w sercu jéj rozpalę tę wielką, szeroką miłość dla wszystkiego, co dobre i piękne, która jéj tamtą zastąpi, i że śród cichéj pracy, dusza jéj